Ja też raczej to ignoruję mimo wszystko. Nie znam nikogo kto indywidualnie zrezygnuje ze wszystkich dóbr, usług - bo też raczej nie będzie to miało wielkiego efektu.
Ja też to ignoruje bo to niczego nie zmieni… powiedziało parę milionów ludzi.
Przykłady z rzeczy które można ograniczyć bez większego wpływu na jakość życia:
Ogromna ilość gazów cieplarnianych to hodowla mięsa. Przeciętny mieszkaniec Polski zjada koło 80 kg mięsa rocznie. Nie mówię żeby od razu być wege (to że mi to pasuje, nie znaczy że innym będzie pasować), ale można pomyśleć nad urozmaiceniem sobie diety, więcej warzyw, albo nawet ryb (których hodowla też jest szkodliwa, ale nie aż tak, no chyba że się mylę to mnie poprawcie).
Fast fashion, czyli wszystkie te chujowe ciuszki na jeden sezon. Nikt nie potrzebuje co roku całkowicie zmieniać swoją szafę.
Nowa elektronika co 2-3 lata. Nie ma dziś zbyt wielkiej różnicy między nowym smartphonem a tym sprzed 3-4 lat. Oczywiście, co jakiś czas trzeba to wymienić, ale nie trzeba mieć każdej generacji. To samo dotyczy komputerów.
Napisałbym coś o zastąpieniu auta zbiorkomem, ale jesteśmy w kraju wykluczenia komunikacyjnego i sam trochę autem jeżdżę bo nie ma innego wyjścia. Tutaj z chęcią bym dopisał coś na temat aut które wytrzymują wiele lat i nie trzeba zmieniać auta co 5 lat albo co 100-150k, ale branża automotive w europie i USA to trochę żart jeśli chodzi o trwałość.
Obecnie można dobre dopłaty dostać do OZE i wyjść na tym na plus. To też jakieś rozwiązanie lokalne.
Możecie ograniczyć import tanich tandetnych towarów z dalekiej azji i wybierać lokalne alternatywy o ile to jest możliwe.
Tzn. wiesz, ja chodzę w koszulkach, które kupiłem 10 lat temu, mam telefon typu stara Nokia i mieszkam z konkubentką, która jest wegetarianką (więc gotuję wegetariańsko) - ale niestety żyjemy w świecie konsumentów, gdzie konsumowane dobra coraz bardziej świadczą o tożsamości danej osoby, jej umocowaniu w hierarchii społecznej etc. Ludzie chcą dużo fajnych rzeczy, najlepiej tanio i trudno im się dziwić, zwłaszcza tym najmłodszym którzy innego świata nie znają i pewnie nie poznają.
Tak, bo nie idzie o to, żeby przestać konsumować cokolwiek i robić cokolwiek, tylko żeby wbić do głowy tym którzy rządzą światem, że żądamy działań, które oni są w stanie uskutecznić.
Z drugiej strony jakiekolwiek skuteczne działania, idące odgórnie, wynikające z działań “tych na górze” też będą musiały wpłynąć na wzorce konsumenckie, to ile możemy i co konsumować etc. Już nie mówiąc o tym, że koszty i tak w wielu kwestiach byłyby przerzucone na zwykłych ludzi.
Zdziwiłbyś się. Większość z nich miałaby znikomy wpływ na to jak żyjemy (no chyba że tak bardzo cię obchodzi los np. dużej firmy produkującej syf albo właściciela wielkich terenów przylegających do rzek który nie może ich nagle swobodnie wylesiać itp). Żeby osiągnąć plan minimum, czyli zatrzymanie wzrostu temperatur, wystarczy przerzucenie się na odrobinę inne technologie i mądrzejsza polityka ekologiczna. Tylko te plany musiałyby byc wdrożone na masową skalę. Państwa mają do tego narzędzia, ale ich to nie interesuje, bo potrzebują ciągłego wzrostu gospodarczego żeby lobbyści z biznesu byli zadowoleni.
Od jakiegoś momentu tak, pewne poświęcenia by były, ale szczerze mówiąc to da się je spokojnie przerzucić na biznes bez obciążania konsumenta. Biznes zawsze straszy że te koszty przerzuci na ludzi, ale to taktyka negocjacyjna – in the end zawsze się przystosowuje. Tylko brak odważnych żeby ów biznes brać za mordę, a elektoraty szczególnie na to nie naciskają.
Dlatego właśnie porażka jest niemal stuprocentowo pewna. Bo ludzie żyją dniem dzisiejszym, co cyniczna klasa polityczna lubi wykorzystywać żeby unikać trudnej roboty. W efekcie będzie tak że i tak poniesiemy wyrzeczenia, tylko sto razy większe i nie będą one dobrowolne.
No właśnie, ja mówię o tym co realnie może mieć miejsce w obecnym systemie a nie “a gdyby politycy robili inaczej niż robią”. Inna polityka nie jest możliwa.
Tak, ale gdyby jutro ludzie wyszli na ulice domagając się od polityków zmian i grożąc rozjebaniem wszystkiego w razie braku spełnienia żądań, to COŚ by musiało zostać zrobione. I właśnie o to chodzi w tym memie: ludzie mają to w dupie, myślą że mogą żyć jakby zagrożenia nie było, a potem będzie pikaczu.
Ja też raczej to ignoruję mimo wszystko. Nie znam nikogo kto indywidualnie zrezygnuje ze wszystkich dóbr, usług - bo też raczej nie będzie to miało wielkiego efektu.
Ja też to ignoruje bo to niczego nie zmieni… powiedziało parę milionów ludzi.
Przykłady z rzeczy które można ograniczyć bez większego wpływu na jakość życia:
Ogromna ilość gazów cieplarnianych to hodowla mięsa. Przeciętny mieszkaniec Polski zjada koło 80 kg mięsa rocznie. Nie mówię żeby od razu być wege (to że mi to pasuje, nie znaczy że innym będzie pasować), ale można pomyśleć nad urozmaiceniem sobie diety, więcej warzyw, albo nawet ryb (których hodowla też jest szkodliwa, ale nie aż tak, no chyba że się mylę to mnie poprawcie).
Fast fashion, czyli wszystkie te chujowe ciuszki na jeden sezon. Nikt nie potrzebuje co roku całkowicie zmieniać swoją szafę.
Nowa elektronika co 2-3 lata. Nie ma dziś zbyt wielkiej różnicy między nowym smartphonem a tym sprzed 3-4 lat. Oczywiście, co jakiś czas trzeba to wymienić, ale nie trzeba mieć każdej generacji. To samo dotyczy komputerów.
Napisałbym coś o zastąpieniu auta zbiorkomem, ale jesteśmy w kraju wykluczenia komunikacyjnego i sam trochę autem jeżdżę bo nie ma innego wyjścia. Tutaj z chęcią bym dopisał coś na temat aut które wytrzymują wiele lat i nie trzeba zmieniać auta co 5 lat albo co 100-150k, ale branża automotive w europie i USA to trochę żart jeśli chodzi o trwałość.
Obecnie można dobre dopłaty dostać do OZE i wyjść na tym na plus. To też jakieś rozwiązanie lokalne.
Możecie ograniczyć import tanich tandetnych towarów z dalekiej azji i wybierać lokalne alternatywy o ile to jest możliwe.
Tzn. wiesz, ja chodzę w koszulkach, które kupiłem 10 lat temu, mam telefon typu stara Nokia i mieszkam z konkubentką, która jest wegetarianką (więc gotuję wegetariańsko) - ale niestety żyjemy w świecie konsumentów, gdzie konsumowane dobra coraz bardziej świadczą o tożsamości danej osoby, jej umocowaniu w hierarchii społecznej etc. Ludzie chcą dużo fajnych rzeczy, najlepiej tanio i trudno im się dziwić, zwłaszcza tym najmłodszym którzy innego świata nie znają i pewnie nie poznają.
Indywidualnie, rzeczywiście trudno będzie coś osiągnąć, ale wspólnie chyba damy radę chociaż wyhamować ten efekt spalania paliw kopalnych?
Wątpię.
@Kozlak @kataak Oczywiście, że damy radę, nie popadajcie w katastrofizm. 🙂
Nie o takie ignorowanie chodzi.
Czy to taka wielka różnica? ¯_(ツ)_/¯
Tak, bo nie idzie o to, żeby przestać konsumować cokolwiek i robić cokolwiek, tylko żeby wbić do głowy tym którzy rządzą światem, że żądamy działań, które oni są w stanie uskutecznić.
Z drugiej strony jakiekolwiek skuteczne działania, idące odgórnie, wynikające z działań “tych na górze” też będą musiały wpłynąć na wzorce konsumenckie, to ile możemy i co konsumować etc. Już nie mówiąc o tym, że koszty i tak w wielu kwestiach byłyby przerzucone na zwykłych ludzi.
Zdziwiłbyś się. Większość z nich miałaby znikomy wpływ na to jak żyjemy (no chyba że tak bardzo cię obchodzi los np. dużej firmy produkującej syf albo właściciela wielkich terenów przylegających do rzek który nie może ich nagle swobodnie wylesiać itp). Żeby osiągnąć plan minimum, czyli zatrzymanie wzrostu temperatur, wystarczy przerzucenie się na odrobinę inne technologie i mądrzejsza polityka ekologiczna. Tylko te plany musiałyby byc wdrożone na masową skalę. Państwa mają do tego narzędzia, ale ich to nie interesuje, bo potrzebują ciągłego wzrostu gospodarczego żeby lobbyści z biznesu byli zadowoleni.
Od jakiegoś momentu tak, pewne poświęcenia by były, ale szczerze mówiąc to da się je spokojnie przerzucić na biznes bez obciążania konsumenta. Biznes zawsze straszy że te koszty przerzuci na ludzi, ale to taktyka negocjacyjna – in the end zawsze się przystosowuje. Tylko brak odważnych żeby ów biznes brać za mordę, a elektoraty szczególnie na to nie naciskają.
Dlatego właśnie porażka jest niemal stuprocentowo pewna. Bo ludzie żyją dniem dzisiejszym, co cyniczna klasa polityczna lubi wykorzystywać żeby unikać trudnej roboty. W efekcie będzie tak że i tak poniesiemy wyrzeczenia, tylko sto razy większe i nie będą one dobrowolne.
No właśnie, ja mówię o tym co realnie może mieć miejsce w obecnym systemie a nie “a gdyby politycy robili inaczej niż robią”. Inna polityka nie jest możliwa.
Tak, ale gdyby jutro ludzie wyszli na ulice domagając się od polityków zmian i grożąc rozjebaniem wszystkiego w razie braku spełnienia żądań, to COŚ by musiało zostać zrobione. I właśnie o to chodzi w tym memie: ludzie mają to w dupie, myślą że mogą żyć jakby zagrożenia nie było, a potem będzie pikaczu.